Smaczny Kraków, odcinek 2 – Oh crepe

Ostatnio było trochę o naleśnikach. Mam nadzieję, że jeszcze Wam się nie znudziły, bowiem dziś odwiedzimy kolejne miejsce, gdzie można zjeść tę potrawę. Tym razem nie będą to jednak amerykańskie pancakes, a crepes – brzmi to niezwykle wykwintnie, nieprawdaż? Czy rzeczywiście w Oh crepe dostaniemy ekskluzywne danie niczym z francuskiej restauracji? Możecie sami się przekonać, wpadając na Karmelicką 44. Zachęcam jednak najpierw do zapoznania się z moją opinią o tym lokalu.

Wystrój

Zanim zaczniemy oceniać wygląd restauracji, trzeba najpierw w ogóle do niej trafić. W przypadku Oh crepe jest to dość trudne – lokal jest słabo oznakowany (brak jakiegokolwiek znaku/neonu/plakatu), w dodatku nieśmiało ukrywa się za przystankiem tramwajowym, zupełnie jakby wstydził się serwowanych w nim rzeczy. Pierwsze wrażenie jest zatem dość negatywne. W środku wcale nie jest lepiej – miejsce jest ciasne i duszne, znajdziemy tam też jedynie cztery krzesła i dwa stoliki, przy których można usiąść. Nie jest to dobry pomysł na wypad z większą grupką znajomych. Jednak wielkość lokalu można wytłumaczyć faktem, że jest on znany ze sprzedaży naleśników w formie wygodnego rożka, którego można zjeść na siedząco, na spacerze czy też w biegu… teoretycznie. Czy więc smak i wygląd serwowanych potraw wynagrodzą niezbyt urodziwy wystrój knajpy?

Menu i obsługa

Odwiedziłam to miejsce dwa razy. Za pierwszym razem oczywiście wzięłam naleśnika. Można wybierać spośród słodkich i wytrawnych wersji. Ja jednak zdecydowałam się spróbować opcji z truskawkami, bananami, Nutellą i pistacjami. Czy ten opis nie brzmi cudownie? Takiego połączenia nie da się przecież zepsuć! Złożyłam zamówienie, jednak obsługujący mnie pan wybełkotał jakąś niezrozumiałą dla mnie odpowiedź. Nie był Polakiem, więc jego polszczyzna brzmiała raczej jak naśladowanie dźwięków wydawanych przez indyki, zatem pokiwałam tylko głową, uśmiechając się niepewnie, i z niecierpliwością czekałam na mojego naleśnika. Czas zdawał się płynąć bez końca, co było dla mnie dość dziwne, gdyż w lokalu byłam tylko ja, więc moje zamówienie nie musiało ,,stać w kolejce”. Czy aż tyle trwa przygotowywanie jednego placka?   W końcu jednak pan zza lady podał mi… brzydkie, białe pudełko. Troszkę się zdziwiłam, myślałam, że pomylił zamówienie. Zapytałam, dlaczego nie dostałam naleśnika w rożku. Okazało się, że powodem był brak mąki ryżowej, o czym wspominał mi wcześniej, gdy zamawiałam potrawę (no nie wiem, ja słyszałam tylko indycze gulganie). Pokiwałam tylko spokojnie głową i odebrałam danie, choć w środku zaczynało we mnie wrzeć z irytacji. Pomyślałam jednak, że może smak wynagrodzi mi to rozczarowanie. Naleśnik wyglądał brzydko, jakby ktoś robił go na szybko, wrzucając go niedbale do pojemnika i sypiąc odrobinkę dodatków bez ładu i składu. Placek był bardzo tłusty, olej wręcz zapaskudził żółtym kolorem bitą śmietankę, której jednak bardzo mi poskąpiono. Banany były twarde i niedojrzałe, a truskawki kwaśne. Jedyną smaczną rzeczą była tu Nutella, ale tego chyba nie dało się zepsuć. Naprawdę, tak złego naleśnika jeszcze nigdy nie jadłam. Był tak paskudny, że nawet nie zrobiłam mu zdjęcia. Obiecałam sobie, że więcej w lokalu stopy nie postawię.

Obiecanki cacanki. Słowa „nowość”, „promocja” czy też „okazja” działają na mnie jak magnes. I tak Oh crepe wprowadził do swojego menu nowość, którą były bąbelkowe gofry. Dodatkowo przy ich zakupie można skorzystać z promocji i wybrać do niego tyle dodatków, ile tylko dusza zapragnie.  No, takiej okazji nie mogłam przegapić. Już kilka dni później zabrałam zatem przyjaciółkę na polowanie, podczas którego naszą ofiarą miały być bąbelkowe gofry. Niestety i tym razem obsługiwał nas pan,  który nie był Polakiem (ale nie ten sam, co ostatnio). Był bardzo powolny i nieporadny. Miałam wrażenie, że pierwszy raz robił gofry i nie za bardzo wiedział, jak się do tego zabrać. W końcu odebrałyśmy nasze smakołyki, które tym razem były naprawdę zachęcające i apetyczne, Niestety, wygląd był o wiele lepszy niż smak. Gofry były gumowate i mdłe, zupełnie jakbym dostała kawałek rozgrzanej opony zwiniętej w rożek. Dodatki były bez zarzutu, jednak nie jest to zaskakujące, gdyż raczej ciężko byłoby zepsuć lody z pudełka, świeże owoce czy kawałki kupnych ciasteczek. Całość nie była oczywiście niedobra, w zasadzie można było zjeść ten deser ze smakiem, jednak nie był on najwyższej jakości.

Ceny

Za (najgorszego jakiego jadłam) naleśnika zapłaciłam 16 zł, a gofr z lodami kosztował mnie 18 zł. Nie jest to więc majątek, jednak TAKIEGO naleśnika nie wzięłabym nawet za darmo, a w pewnym miejscu widziałam gofry bąbelkowe w cenie 12 zł. Nie wiem, czy są lepszej jakości, czy gorszej (choć wątpię, czy można upaść jeszcze niżej), lecz postaram się to sprawdzić w najbliższym czasie. Jak na razie jednak uważam, że cena deserów nie jest adekwatna do ich jakości.

 

 

Podsumowanie

Jeżeli akurat skończyliście lekcje i jesteście bardzo głodni, nie myślicie zbyt przytomnie i macie ochotę na coś niezbyt wyszukanego, możecie śmiało wpadać do Oh crepe. W każdym innym przypadku radziłabym Wam omijać to miejsce szerokim łukiem. Niemal wszystko zaliczyłabym tam do minusów – od wystroju i rozmiarów lokalu, poprzez niezbyt komunikatywną i mało sympatyczną obsługę, aż po wygląd i smak podawanych potraw. Jedyną zaletą jest możliwość napakowania sobie do gofra tylu dodatków, ile tylko dusza zapragnie (a jest w czym wybierać, to trzeba przyznać). Mimo to ja już więcej tam nie wrócę. Mam tylko nadzieję, że nie wymyślą kolejnej promocji, bo wtedy moja silna wola będzie wystawiona na ciężką próbę.

Skala Sobieskiego: 2/6

Magdalena Drwal