Historia patrona szkoły

Jan III Sobieski urodził się 17 sierpnia 1629 roku na zamku w Olesku. Był prawnukiem po kądzieli hetmana Żółkiewskiego. Ojciec jego – Jakub, późniejszy kasztelan krakowski, a więc pierwszy świecki senator Rzeczypospolitej, miał wyjątkowe zrozumienie dla spraw edukacji, sam był zresztą człowiekiem gruntownie wykształconym. Konieczność zdobycia wszechstronnej wiedzy wyłożył obu synom, starszemu Markowi i młodszemu Janowi w prostych i dosadnych słowach: „Głupimi szlachcie starożytnej […] szpetnie zgoła być […]. Ludzie więcej sobie ważą chudego pachołka uczonego, aniżeli pana wielkiego […] a błazna, co go sobie więc palcem ukazują”. Młodzi Sobiescy studiowali w Krakowie w szkole Nowodworskiego, później, w latach 1643-1646 na Wydziale Filozoficznym Akademii Krakowskiej, następnie zaś udali się za granicę, gdzie spędzili prawie dwa i pół roku.

W czasie wojaży zagranicznych braci zmarł ich ojciec. Synowie wrócili do kraju na wieść o śmierci króla Władysława IV i wybuchu powstania na Ukrainie. Wkrótce obaj przeszli chrzest bojowy, a w słynnej bitwie pod Beresteczkiem, w czerwcu 1651, przyszły król Polski został ciężko ranny. Brata spotkał los gorszy – zginął od noża tatarskiego w rzezi jeńców polskich pod Batohem w roku następnym. Cały okres po powrocie do kraju aż do drugiej połowy lat pięćdziesiątych, jeśli nie liczyć krótkiego epizodu dyplomatycznego w roku 1654, kiedy to znalazł się w orszaku posła wielkiego do Turcji, Mikołaja Bieganowskiego, spędził Jan w szeregach. W tych burzliwych czasach oznaczało to bezustanne wojowanie, a niestety młody magnat nie zawsze walczył w polskich szeregach. W czasie najazdu szwedzkiego, 16 października 1655 roku, jako pułkownik wojsk kwarcianych przeszedł do obozu zwycięskiego Karola Gustawa, ale pod koniec marca 1656 roku porzucił Szwedów, za co Karol Gustaw kazał przybić jego nazwisko do szubienicy. Okres wojen – kozackiej, moskiewskiej i szwedzkiej – rozszerzył znakomicie horyzonty wojskowe Sobieskiego, konfrontując jego wiedzę książkową z praktyką pól bitewnych w Polsce, na których krzyżowały się różne szkoły i metody ówczesnej sztuki wojennej.

Wiele nauczył się pod Beresteczkiem, wiele przebywając w obozie szwedzkim i obserwując z bliska jedną z najlepszych ówczesnych armii europejskich, wiele z wielkiej trzydniowej bitwy pod Warszawą (28-30 lipca 1656), w czasie której atakował Szwedów i Brandenburczyków stojąc na czele sprzymierzonych wówczas z Polską oddziałów tatarskich. W obozie Jana Kazimierza przyjęto go z otwartymi ramionami, a w nagrodę za znakomitą postawę bojową, w najbliższych miesiącach otrzymał godność chorążego koronnego, która otwierała widoki na buławę hetmańską. Poznał też na dworze królowej Ludwiki Marii, Marię Kazimierę d’Arquien, kobietę, która miała się stać wielką miłością jego życia, „niepokonaną pasją”, jak sam mówił. Nie wchodząc bliżej w szczegóły tego romansu, nie uwieńczonego na razie małżeństwem, trzeba stwierdzić przede wszystkim, że literatura staropolska zawdzięcza mu jeden z najświetniejszych jej zabytków epistolograficznych, bowiem listy zakochanego Sobieskiego do pani jego serca, to istne perły pięknej siedemnastowiecznej stylistyki. Wielka miłość do Marysieńki miała również swe poważne reperkusje polityczne. Chorąży koronny związał się przez swa ukochaną, na razie cudzą żonę, całkowicie z dworem królewskim. A dwór ten pod przewodem królowej dążył wówczas coraz wyraźniej do reform, przede wszystkim do elekcji nowego króla za życia Jana Kazimierza (electio vivente rege). Okres ten był prawdziwą szkołą wielkiej polityki dla Sobieskiego.

Ze szkoły Ludwiki Marii wyniósł bez wątpienia jedno – zrozumienie konieczności reformy Rzeczypospolitej, które odtąd będzie mu towarzyszyć niemal do schyłku życia. Związawszy się z obozem reformy stanął też, po długich zresztą wahaniach, po stronie dworu w jego walce z rokoszem (1665-1666), kiedy to masy fanatycznie przywiązanej do „złotej wolności” szlachty wystąpiły pod wodzą marszałka wielkiego i hetmana polnego koronnego Jerzego Lubomirskiego do walki z próbami jakichkolwiek reform, zwłaszcza z elekcją vivente rege. Serce kierowane przez Marysieńkę, a także rozum wiązały go z dworem, poczucie honoru żołnierskiego – z dawnym dowódcą Lubomirskim. Ostatecznie Sobieski opowiedział się za królem, królową i ich stronnictwem. Sobieski otrzymał po Lubomirskim obydwa urzędy: marszałkostwo wielkie i buławę polną koronną. Szlachta znienawidziła go za to, ale rozwój wydarzeń po zakończeniu rokoszu i śmierci dwóch głównych dramatis personae – Ludwiki Marii i Lubomirskiego, a zwłaszcza zwycięskie odparcie najazdu kozacko-tatarskiego pod Podhajcami w październiku roku 1667 przysporzyło mu z kolei ogromnej popularności. Zdecydowany już na abdykację Jan Kazimierz nadaje mu wkrótce wakującą buławę wielką koronną (5 lutego 1668). Nowo kreowany hetman wielki staje się niewątpliwie najpotężniejszą osobistością polityczną w Rzeczypospolitej. Na elekcji 1669 roku popierał bez zastrzeżeń kolejne kandydatury francuskie. Niespodziewany dla wielu wybór „Piasta” Wiśniowieckiego był dla Sobieskiego i zaskoczeniem, i ciosem. Wraz z prymasem Prażmowskim i grupą innych jeszcze „malkontentów” przeszedł do zdecydowanej opozycji przeciwko „małpie”, jak pogardliwie nazywał nieudolnego władcę. Oficjalnie nigdy jednak z nim nie zerwał. Wkrótce sytuacja stała się niezwykle groźna – na kraj zwaliła się potęga turecka. Padł Kamieniec Podolski. Turcy narzucili Polsce haniebny traktat pokojowy w Buczaczu (październik 1672) spychający Rzeczpospolitą właściwie do roli wasala Porty Ottomańskiej, a obłędy stronnicze nie wygasły. Konserwatywna szlachta utworzyła w obronie króla konfederację w Gołębiu, na co malkontenci z Sobieskim na czele, mając oparcie w wojsku, odpowiedzieli zorganizowaniem innej – w Szczebrzeszynie (jesień 1672). Malkontenci dążyli jawnie do detronizacji Michała Korybuta. Był to trudny okres w życiu Sobieskiego.

Hetman wielki nie był już wówczas tylko zacietrzewionym politykiem, lecz mężem stanu i wodzem, który miał nie tylko obowiązek obrony kraju, ale i prawo podejmowania decyzji o jego losie. Bronił zresztą tego kraju w momencie jego największego poniżenia, gdy komisarze polscy prowadzili beznadziejne negocjacje z Turkami, w momencie, gdy pałający ku niemu nienawiścią konfederaci gołąbscy żądali odebrania mu buławy hetmańskiej. Ten mąż stanu występował nie tylko przeciwko swemu nieudolnemu monarsze, nie tylko kierował niepodzielnie obroną Rzeczypospolitej, ale potrafił jednoczeŚnie kreŚlić dalekosiężne plany rozwoju jej polityki zagranicznej, przedstawiając na dwóch kolejnych sejmach (wiosennym 1672 i zimowym 1673) dwa warianty tego rozwoju. Wotum hetmana przysłane na pierwszy z powyższych sejmów stanowiło rzeczywiście nie tylko znakomity przegląd aktualnych stosunków miedzy Rzeczpospolitą i imperium osmańskim przedstawionym w odpowiednim kontekście sytuacji międzynarodowej, ale i konkretny plan działania, wizjonerskie spojrzenie w przyszłość. To chyba wówczas po raz pierwszy tak wyraźnie sformułował Sobieski swą wielką myśl polityczną, że Polska nie jest nieuchronnie skazana na wojny z Turcją i Tatarami i może szukać innych, korzystniejszych dla siebie rozwiązań, na przykład sprzymierzyć się z nimi przeciw Rosji. Gdy Sobieski przedstawiał swój drugi memoriał, w Polsce panował już spokój, a zwaśnione obozy pogodziły się w obliczu wielkiego niebezpieczeństwa tureckiego. Zwycięstwo chocimskie w 1673 i równoczesna niemal śmierć króla Michała otworzyły nowe bezkrólewie. Elekcja przyniosła nowy sukces „Piastowi”, tym razem Sobieskiemu, mimo początkowej zaciekłej opozycji Litwinów. Wysunięcie jego kandydatury było niewątpliwie wypadkową wielu czynników politycznych, takich jak np. niezdecydowanie polityki francuskiej wobec nowej elekcji polskiej i aktywność Marysieńki. Trzeba jednak zdecydowanie podkreślić, iż żadne najzręczniejsze nawet poczynania pani hetmanowej i sprzymierzonej z nią ostatecznie dyplomacji francuskiej nie wprowadziłyby jej męża na tron, gdyby nie ogromna popularność Sobieskiego, „zwycięzcy spod Chocimia, zbawcy ojczyzny”, zarówno wśród szlachty jak i żołnierzy.

Na tronie polskim zasiadł nie tylko znakomity wódz, ale i wybitny mąż stanu. Pierwsze lata panowania upływają mu na ciężkiej wojnie z Turkami, z powodu której odkłada nawet uroczystą koronację swoją i żony. Równocześnie próbuje realizować dalekosiężne, wielkie plany polityczne, zarówno zewnętrzne jak i wewnętrzne. Świadczyły one, że ster rządów Rzeczypospolitej objął człowiek o tak szerokich horyzontach, jakich nikt z Polaków na długo przed nim i długo po nim nie miał. „Jan III […] nie będąc z krwi królewskiej miał duszę królów” – napisał o nim jego osiemnastowieczny biograf, Francuz ksiądz Coyer. Sobieski rozumiał, że konieczne są zasadnicze zmiany w polityce polskiej na arenie międzynarodowej i poważne wewnętrzne umocnienie państwa. Mimo głębokich tradycji anty-muzułmańskich zakorzenionych w jego rodzie, nazajutrz niemal po obiorze na tron usiłuje dokonać radykalnego zwrotu w polityce zagranicznej – pragnie zakończyć przy pośrednictwie Francji wojnę z Turcją, a następnie w oparciu o sojusz z Francją i Szwecją wszcząć akcję zbrojną przeciw Brandenburgii w celu zdobycia Prus Książęcych, by tym samym mocniej usadowić się nad Bałtykiem. Mając znakomite rozeznanie w układzie sił w Europie i rozumiejąc dogłębnie położenie międzynarodowe Polski, Jan III orientował się doskonale, że Brandenburgia i Rosja stanowiły dla Polski już wówczas poważne zagrożenie, a na przyszłość były o wiele bardziej niebezpieczne niż Turcja. W tej sytuacji – rozumował Sobieski – wojny z Turcją są szkodliwe dla Polski, a korzyść z nich mogą odnieść tylko Brandenburgia i Rosja. Realizacja wspomnianych zamierzeń królewskich wzmocniłaby ogromnie pozycję Rzeczypospolitej wobec Rosji, z którą Polska nie miała jeszcze wówczas trwałego pokoju, zmuszając państwo carów do ustępstw w ciągnących się latami rokowaniach i zaniechania ekspansywnej polityki w stosunku do Polski. Ta nowa polityka królewska, zwana w historiografii polskiej polityką bałtycką Sobieskiego, nie była bynajmniej utopijna, była osadzona na gruncie jak najbardziej realnym, miała bowiem całkowite poparcie pierwszej potęgi ówczesnej Europy – Francji Ludwika XIV. Państwo to prowadziło wtedy wojnę z koalicją, w której elektor brandenburski Fryderyk Wilhelm odgrywał czołową rolę.

Związanie się Jana III z Francją i jej sojusznikiem Szwecją stwarzało też możliwości odzyskania dla Polski Śląska, znajdującego się pod panowaniem Habsburgów, dziedzicznych wrogów Walezjuszy i Bourbonów. Opozycja, z jaką spotkały się te plany w polityce zagranicznej wewnątrz kraju, zmusiła króla do prowadzenia całkowicie tajnej dyplomacji. Podstawowe dla realizacji założeń polityki bałtyckie traktaty – jaworski z Francją (11 czerwca 1675) i gdański ze Szwecją (4 sierpnia 1677) – zostały podpisane przez Jana III w zupełnej tajemnicy. Jedynie rozejm z Turcją w Żurawnie (17 października 1676) i nieszczęsny traktat pokojowy zawarty przez wojewodę chełmińskiego Jana Gnińskiego w Stambule (1678) były oficjalne, legalne. Zamierzenia na arenie międzynarodowej wiązał ściśle Sobieski z planami reform wewnętrznych. Zdobyte na elektorze Prusy Książęce miały się stać według zamysłów Jana III, dziedzicznym księstwem we władaniu rodu Sobieskich. Dawałoby to rodowi temu również szansę również na elekcyjną czy dziedziczną koronę polską, a to już wiązało się z królewskimi planami reform wewnętrznych. Król wiedział, że dalszy postęp anarchii w życiu politycznym kraju, której najjaskrawszym przykładem były wówczas sejmy, może doprowadzić Polskę do katastrofy. W październiku 1674 roku, a więc w kilka miesięcy po elekcji, zwierzył się dyplomatom francuskim, że gotów jest przeprowadzić w Polsce absolutystyczny zamach stanu. Absolutystyczny oczywiście na miarę polską, a nie francuską, nie zamierzał bowiem zlikwidować instytucji przedstawicielsko – stanowych szlachty, takich jak sejm, sejmiki czy trybunały, nie zamierzał też zbudować w Warszawie Bastylii, ani też wprowadzić polskich lettres de cachet. Z drugiej zaś strony chciał jednak znacznie wzmocnić władzę centralną, wprowadzić dziedziczność tronu, znieść zgubne liberum veto, ukrócić gadulstwo sejmów.

Bezwzględna i uporczywa działalność opozycji zachęcanej do czynu przez obce dwory wrogie Sobieskiemu i przede wszystkim zmiana w międzynarodowej sytuacji politycznej doprowadziła do całkowitego załamania się wielkich planów królewskich. Decydujący cios zadał niewątpliwie francuski. Le Roi-Soleil przestał popierać swego alianta nad Wisłą z chwilą, gdy w latach 1678-1679 udało mu się przeprowadzić pacyfikację Europy zachodniej, w wyniku czego jego dotychczasowy wróg elektor Fryderyk Wilhelm stał się jego klientem i przyjacielem zarazem. Jednocześnie i w swojej polityce wschodniej – wobec Turcji i Rosji – poniósł Jan III zdecydowaną porażkę. Nie udało mu się, nie z jego zresztą winy, znaleźć jakiś rozsądny modus vivendi z Portą ani współdziałać z nią przeciw Moskwie. Nie udało mu się pozyskanie tejże Moskwy dla idei „złączenia sił” (tj. przymierza wojskowego) przeciw imperium osmańskiemu, mimo, że gorąco namawiał do tego cara Fiodora Aleksiejewicza, snując przed nim, między innymi, śmiałe i znakomicie przemyślane plany podboju chanatu krymskiego (1679). Plany króla polskiego runęły – Sobieski, mąż stanu, poniósł niepowetowaną klęskę, a wraz z nim takąż klęskę poniosła i Polska. Porażka nie załamała go jednak – zdecydował się na zerwanie z polityką profrancuską i powrót do tradycyjnej w tym stuleciu polityki przymierza z Habsburgami. Mimo ogromnych trudności udało mu się, ale na krótko, opozycję magnacką. Cesarz Leopold I, traktujący zrazu swego nowego sojusznika bez entuzjazmu, znalazł się wkrótce w sytuacji, która zmusiła go do zawarcia natychmiastowego przymierza z królem polskim.

Armie tureckie pod wodzą wielkiego wezyra Kara Mustafy stanęły pod murami Wiednia. W wyniku traktatu podpisanego nieco wcześniej (31 marca 1683) z cesarzem, po kilku tygodniach Jan III Sobieski znalazł się na czele wojsk polskich pod oblężoną stolicą. 12 września tego roku połączone siły polskie, cesarskie i książąt Rzeszy odniosły wspaniałe zwycięstwo nad armią osmańską. Głównym autorem zwycięstwa był bezsprzecznie król Polski, który po mistrzowsku, ze znakomitym wykorzystaniem warunków topograficznych zaplanował i przeprowadził decydujący atak husarii ze szczytów podwiedeńskich. Zwycięstwo wiedeńskie przyniosło Janowi III i orężowi polskiemu wiekopomną chwałę i odbiło się głośnym echem w całej Europie. Jednakże załamanie potęgi ofensywnej Turcji i związanie się następnie z Habsburgami, Wenecją i papiestwem tzw. „Ligą Świętą” (1684) nie przyniosło Polsce właściwie żadnych korzyści. W toku dalszej wojny z Turkami oręż polski ponosił coraz więcej porażek, blask zwycięstwa wiedeńskiego bladł z roku na rok, z miesiąca na miesiąc. Bladła też aureola polskiego władcy. W roku 1686 Polska zmuszona została, z znacznym stopniu pod wpływem sojuszników Ligi, pójść na ustępstwa wobec Rosji i zawrzeć z nią niekorzystny pokój, tzw. pokój Grzymułtowskiego. Sytuacja wewnątrz kraju pogarszała się systematycznie. Magnateria, przerażona ogromnym wzrostem autorytetu króla w Europie po triumfie wiedeńskim, nasiliła akcję przeciw niemu. W nienawiści do Sobieskiego oraz jego planów dynastycznych i reformatorskich złączyli się wszyscy niemal, bez względu na orientacje w polityce zagranicznej- nie było oszczerstwa ani kłamstwa, do którego by się nie zniżyli, byle tylko zaszkodzić królowi. Sejmy (np. 1685,1688/89) stały się widownią gorszących zajść i właściwie obrazy majestatu. Jan III podejmuje jeszcze rzucona mu rękawicę. Miał poparcie najbliższych powierników, wśród których czołowe miejsce zajmował jego sekretarz, późniejszy referendarz koronny, Stanisław Szczuka. Za Sobieskim stała w tym czasie znaczna część szlachty. Sytuacja tak się wkrótce ukształtowała, że król mógł próbować zawiązać konfederację części szlachty i rozpocząć walkę zbrojną z opozycją magnacką. Na tragicznym sejmie warszawskim 1688/89 większość posłów żądała tzw. sejmu konnego i konfederacji wojskowej w celu bezwzględnego rozprawienia się z opozycją. Poważna część szlachty zadeklarowała na sejmikach relacyjnych całkowite poparcie królowi i prosiła go, aby mimo wszystko „tej obłąkanej Rzeczypospolitej nawą[…] raczył kierować”.

Jan III nie podjął w końcu ryzyka wojny domowej i nie zdecydował się na zniszczenie opozycji siłą, a na radzie senatu w marcu 1688 roku wygłosił Sobieski pełne tragizmu przemówienie. …Sobieski był nie tylko wielkim wodzem, ale również wybitnym politykiem i mężem stanu. Nakreślił plan zasadniczej reformy wewnętrznej państwa, pomyślanej w ten sposób, by wzmocniwszy władzę królewską, nie wprowadzała ona do Rzeczypospolitej absolutyzmu nie tylko moskiewskiego czy tureckiego, lecz nawet francuskiego czy habsburskiego. Walki o reformę państwa nie podejmował Jan III ze straconych pozycji, przeciwnie, istniejące ścisłe iunctim między poczynaniami na forum międzynarodowym i zamierzeniami wewnątrz kraju dawało mu w pierwszych latach panowania wielkie szanse. Zmarł 18 czerwca 1696 roku.

 

Na podstawie „Poczet królów i książąt polskich”.